Czy domowy odżelaziacz to mała kopia filtra
stosowanego w wodociągach? Czy obsługa takiego urządzenia jest trudna? Jak
zastosować teorię odżelaziania w domowych instalacjach? To pytania, które
zadają sobie głównie Ci, którzy szukają rozwiązania dla własnej wody.
Najczęściej to użytkownicy studni, którzy wiedzą, że ich woda ma nadmiar
żelaza, bo zostało to wykazane w analizie jakości wody lub po prostu widzą
ciemne zacieki, czują metaliczny zapach i posmak wody, bo żelazo jest obecne.
W pierwszej części o domowym odżelazianiu znalazły się
niektóre odpowiedzi. Tym razem warto spojrzeć na konstrukcję domowego
odżelaziacza.
Ilustracja
przedstawia przykładowy, w pełni automatyczny filtr. Ręczne odpowiedniki wciąż
można znaleźć na rynku, z tym, że zwykle jest to wielki problem dla
użytkowników. Chyba, że woda jest tylko lekko zażelaziona i płukanie filtra
jakkolwiek prowadzone, pozwala na utrzymywanie odżelaziacza w sprawności.
Automatyka tego rozwiązania polega na tym, iż
steruje się tym, jak długo filtr może działać bez płukania. Co oznacza, że
można zaprogramować długość czasu filtracji, np. przyjmuje się, że po 7 dniach
filtr musi zostać wypłukany, złoże zregenerowane. Wówczas po tygodniu włącza
się program płuczący, w godzinach takich, by nie przeszkadzać użytkownikom i po
określonych fazach (płukanie wsteczne, płukanie nadmanganianem potasu, itd.)
złoże filtracyjne i cały układ jest w pełni gotowy do pracy - do odżelaziania i
odmanganiania.
Systemy sterowania automatycznego mogą się różnić
konstrukcją, dostępnością i ceną zestawów naprawczych. Oczywiście można
znaleźć informacje, że takie stężenia żelaza jak mamy w Polsce od razu zniszczą
automatyczne sterowanie odżelazianiem, co lepiej pozostawić bez komentarza,
szczególnie odnośnie wiedzy autorów takich sformułowań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie spamuj, proszę.